niedziela, 25 listopada 2012

Ewangelia na dwudziestą piątą niedzielę po Świątkach


"Gdy więc ujrzycie "ohydę spustoszenia", o której mówi prorok Daniel, zalegającą miejsce święte - kto czyta, niech rozumie - wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry! Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy z domu. A kto będzie na polu, niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz. Biada zaś brzemiennym i karmiącym w owe dni! A módlcie się, żeby ucieczka wasza nie wypadła w zimie albo w szabat. Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie. Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z powodu wybranych ów czas zostanie skrócony. Wtedy jeśliby wam kto powiedział: "Oto tu jest Mesjasz" albo: "Tam", nie wierzcie! Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych. Oto wam przepowiedziałem. Jeśli więc wam powiedzą: "Oto jest na pustyni", nie chodźcie tam!; "Oto wewnątrz domu", nie wierzcie! Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie, a świeci aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Gdzie jest padlina, tam się i sępy zgromadzą. Zaraz też po ucisku owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż do drugiego. A od figowego drzewa uczcie się przez podobieństwo! Gdy jego gałązka staje się soczysta i liście wypuszcza, poznajecie, że zbliża się lato. Tak samo i wy, kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą."  ( Mt 24, 15-35)

NAUKA

Często stajemy wobec zagadek niesprawiedliwości czy sprawiedliwości ludzkiej. Niejednokrotnie są to nasze przywidzenia: nam wydaje się coś niesłusznym, choć naprawdę rację mają inni, ale i tak faktów niejasnych, które w danej chwili wydają nam się krzywdą, jest wiele. Uczeń może czasem zazdrości rówieśnikom, że oni swobodnie spędzają czas na zabawie, gdy on musi siedzieć nad książką, a rodzice wydają mu się ogromnymi ciemiężycielami. 
Dziecinne żale są wkrótce poza nami. Ślęczenie nad książką uważamy za rzecz pożyteczną i konieczną. Ale mimo to na wiele spraw w życiu patrzymy jak dzieci, tylko, że ułudy te trwają nieraz do śmierci. Ułudami przestają być wtedy, gdy wobec Boga potrzeba nam innych wartości. Powinny się rozwiać z chwilą nawrócenia, z chwilą głębszego poznania wiary, sprawiedliwości Bożej, nieba, piekła, a więc u chrześcijan nie powinno być miejsca dla ułud. 
Światłem, które pozwala nam w szczególny sposób poznać prawdziwą wartość naszego życia, celowość zabiegów, słuszność żalów, jest ewangelia o sądzie ostatecznym. Wir świata, pędząca maszyna trosk i obowiązków codziennych chwyta nas w swój ruch tak, że zapatrzeni w ten bieg ulegamy złudzeniu jakby poza tym ruchem, stukotem, tą pracą nic nie było, z czym by się człowiek miał liczyć. Nagle słyszymy: słońce się zaćmi, gwiazdy spadać będą z nieba, Syn człowieczy ukaże się z mocą wielką i majestatem, niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. A słowa te zaczynają w oczach naszych burzyć wszystko: palą papiery wartościowe, banknoty, stapiają na żużel srebro i złoto, zrywają ordery, rozrzucają dzieła naukowe, przewracają kominy fabryczne, a nawet kościoły rozsypują w gruzy. Pozostają tylko kościoły dusz naszych, świątynie Ducha Świętego.
Przed oczami naszymi ukazuje się zamęt, pustkowie, do uszu naszych zdaje się już dochodzi głos trąby, a w duszy rodzi się pytanie: Cóż ma teraz dla mnie prawdziwą wartość, gdy tamto stracone? Tylko to, co człowiek uczynił, ufając słowom Jezusowym, wierząc w Jego przyjście i pragnąc chwały, którą obiecał wybranym swoim, tylko ta świątynia łaski w duszy naszej. To nam otworzy bramy nieba. Amen.

x. Bernard Cieszeyko

Źródło: "Przewodnik Katolicki", Poznań, dnia 26 listopada 1933 r., nr 48, rok 39, str. 758
Język uwspółcześniono.

wtorek, 20 listopada 2012

Apel Ojca Świętego Piusa XII do dziewcząt

W początkach września odbył się w Rzymie Zjazd Międzynarodowej Federacji Katolickiej Młodzieży Żeńskiej, w którym wzięły udział delegatki z 40 krajów. Ojciec święty w przemówieniu do dziewcząt wskazał na niespotykane dotąd niebezpieczeństwa, na jakie wystawiona jest kobieta w dzisiejszym społeczeństwie. Następnie w 4 punktach nakreślił obowiązki niewiasty katolickiej wobec tej sytuacji.
Papież zlecił:

1. WIARĘ CZYSTĄ I NIENARUSZONĄ, urobioną "przez pokorę, modlitwę i ofiarę". Wiara ta jest potrzebna w twardej walce współczesnej o prawa rodziny, dziecka i szkoły.

2. OBECNOŚĆ KOBIETY NA WSZYSTKICH ODCINKACH ŻYCIA, gdzie w grę wchodzą interesy religii. Ojciec św. ostro wystąpił przeciw mniemaniu tych, co "pod pozorem powrotu do czystego spirytualizmu chcieliby ograniczyć Kościół do terenu nauczania jedynie dogmatycznego i zakazać mu wszelkiego mieszania się do porządku cywilnego i społecznego".

3. WIERNOŚĆ DLA DZIAŁALNOŚCI SPOŁECZNEJ KOŚCIOŁA, by pokonać teorie, które grożą samej nauce katolickiej. "Kościół- oświadczył Pius XII- kroczy zawsze w pierwszej linii tam, gdzie chodzi o słuszne ustępstwa społeczna, a rozdział bogactw stanowi zawsze główny przedmiot jego nauki społecznej. Podobnie domaga się równości płacy między mężczyzną a kobietą, jeśli oboje wykonują jednakową pracę.

4. CZYNNY UDZIAŁ W ŻYCIU POLITYCZNYM, jednak bez szkody dla obowiązków kobiety w małżeństwie, w szkole i wobec dziecka. Papież stwierdził, że "należałoby uświadomić kobietę, co do jej praw i obowiązków, co do potęgi jej wpływu tak na opinię publiczną jak na władze publiczne, przy dobrym użyciu swych praw".

Źródło: "Rycerz Niepokalanej" , rok XXVI, listopad 1947, nr 11( 243), str. 262

niedziela, 11 listopada 2012

Bez Boga, bez religii nie będzie silnej młodzieży i świeżych sił dla Państwa i Narodu

W roku bieżącym przypada "Święto Młodzieży" na 19 listopada.
Młodzież katolicka naszych parafii, szczególnie ta, która się zrzeszyła w Stowarzyszeniu Młodzieży Polskiej, odda w tym dniu publiczny hołd swemu niebieskiemu Patronowi, zamanifestuje przywiązanie do wiary świętej i wspólną wolę naśladowania cnót, którymi św. Stanisław Kostka jej przyświeca.
W walce z nowoczesnym pogaństwem, do której staje w pierwszym szeregu młodzież Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej jako Przednia Straż Akcji Katolickiej, św. Stanisław będzie jej duchowym hetmanem, przykładem męstwa i orędownikiem błogosławieństwa w serdecznych trudach dla Wiary i Państwa.
Jest moim gorącym życzeniem, aby Wielebne Duchowieństwo ujęło w swoje ręce inicjatywę "Święta Młodzieży" i dopomogło zarządom Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej do należytego przygotowania tej uroczystości we wszystkich parafiach.
Nie możemy poprzestać na pięknej manifestacji katolickiej.
Nie możemy się zadowolić czynem propagandowym na rzecz organizacji, która młodzież pozaszkolną w imię religijnych i obywatelskich haseł pod swój sztandar wzywa. Obchody Święta Młodzieży powinny być spokojnym, ale poważnym wyrazem, że:
- nie ma zdrowych ideałów młodzieńczych bez Boga,
- nie będzie silnej młodzieży bez religii,
- nie będzie krzepienia życia narodu świeżymi siłami, jeśli w nich nie będzie działał czynnik wiary, i nie będzie się mogło państwo oprzeć trwale na tych szeregach, które dorastając do obowiązków obywatelskich, straciły świadomość swych powinności względem Stwórcy. Realizacja zaś programów młodzieńczych pełnych, bo obejmujących także wyrobienie religijne, jest możliwa tylko przy współpracy Kościoła, którego rola i w tym wypadku nie jest ani dodatkowa ani dekoracyjna, lecz istotna. Laicyzacja gotuje w tej dziedzinie narodom i państwom tragiczne rozczarowania, od których powinniśmy uchronić Polskę.

Poznań, dnia 16 października 1933 r.,
August Kardynał Hlond

Źródło: "Przewodnik Katolicki", nr 46, rok 39., Poznań, dnia 12 listopada 1933r., str. 726
Język uwspółcześniono.

piątek, 2 listopada 2012

Na krawędzi wieczności

Wszędzie padali. Pod cieniem sosny, wśród mchów i wachlarzy paproci... w dymie płonących miast i pod gruzami strzaskanych domów... w błękitnych falach rodzimej Wisły i Bałtyku i po obcych, dalekich, nieobjętych lądach.
Krew ich bohaterska płomieniła się ku niebu milczącą skargą po śnieżnych, zlodowaciałych polach Wschodu... spalała się w żarze słońca na piaskach pustyń... rozpryskiwała się wśród pól ukwieconych różami Południa... Krew męczeńska, niezawiniona, swą czerwienią krzyczała ku Bogu o zmiłowanie.
Wszędzie padali. I groby ich rozbiegły się po całym świecie jak cmentarne liście rozegnane podmuchem listopadowego wichru.
I umierali też cicho w wilgotnych murach więzień, w nędzy i głodzie obozów lub od kul rozstrzału nad piaskiem wykopanego dołu.
A zawsze do piersi swej- jeśli im przemoc katów nie wydarła- tulili medalik Niepokalanej lub obrazek Częstochowskiej czy Ostrobramskiej... Bo Polak kocha Marię i liczy na Nią w godzinę śmierci... Bo Ona jedyną Matką, co wszędzie za nim pójdzie, wszędzie przy nim stanie i nigdy nie opuści.
I zawsze ze zbladłych śmiertelnie ust- w ostatniej sekundzie- wyrywał się okrzyk lub już tylko szept: "Jezus, Maria!"...
"Maria" przedłużone, zaakcentowane...
- Ostanie polskie "Maria" kochającego Polaka. Przedłużało się to najdroższe Imię w wieczność- jak mleczna droga z gwiazd, po której idzie ku Jezusowi, stęskniona za Nim dusza...
Palce rąk modlitewnie złożonych, co się nieraz splatały z koralami różańca- w dłoniach Jej, Niepokalanej, spoczną ufnie w strasznym momencie przekroczenia progu śmierci.
Usta, które przez wszystkie dni życia ziemskiego pokorne "Zdrowaś Mario" serdecznie szeptały- "Zdrowaś" wieczyste rozpromienia szczęściem niezgasłym.
Tajemnica zaświatów dzieli nas od tych- ukochanych- co odeszli, których życie tak drogim nam było.
Na grobach ich- w Dzień Zaduszny- światełka płoną tylko i więdną pierwsze ścięte białe chryzantemy.
A to tak mało, tak strasznie mało i wcale nie daje nasycenia w tęsknocie za nimi, ni ulgi w żalu po nich!... Chciałoby się coś więcej o nich dowiedzieć: jak się tam czują, czy szczęśliwi, czy cierpią, czy pamiętają o nas?
....................................................................................................................

Chciałoby się wprost stanąć gdzieś na krawędzi wieczności i spojrzeć...
Myśli, co się tłuką bezradne i obolałe, pokrwawione w szarpaniu się nad twardymi zrębami zagadnień nie do rozwiązania. Myśli zbuntowane w bólu, że Bóg to dopuścił- niech spłyną pokory falą do stóp najlepszej z matek.
Niepokalana. Ona zrozumie. Ona sama szła krok w krok za Jezusem w cierniowej koronie, za Jezusem krzyż dźwigającym. Ona przez trzy godziny- skamieniała z bólu- stała pod krzyżem, na którym konał- w mękach nie do opisania- Jej Syn Jedyny.
Ona Jego martwe, zbielałe śmiercią ciało trzymała w ramionach swych i pocałunki matczyne nie mogły obudzić zagasłych najdroższych, boskich oczu.
Niepokalana zna, co to ból.
To Ona właśnie może stanąć na krawędzi wieczności jako kontakt Bożej światłości z ziemskim cieniem.
Modlitwy składane w Jej ręce- za najbliższych w mrokach czyśćca- to depesze pocieszy i pamięci naszej słane im- w zaświaty.
Modlitwy składane u stóp Matki Najświętszej to białe chryzantemy- już nie na ziemski grób sypane, lecz przeniesione wzajemnych porozumień milczące słowa dusz poza zasłonę wieczności.
Modlitwy do Boga, zanoszone przez Marię, Pośredniczkę łask, to iskry zapalne... by- z Miłosierdzia Bożego- zabłysła im zorzą światłość wiekuista na wieki.

Wanda Łakowiczówna

Źródło: "Rycerz Niepokalanej"  rok XXVI, listopad 1947, nr 11( 243), str. 259-260
Pisownia oryginalna.

poniedziałek, 29 października 2012

Święto umarłych

Gdy się zbliża święto zmarłych, nie od rzeczy będzie zapytać, na czym wiele osób, zwłaszcza w miastach, opiera pamięć o zmarłych. Oto na tym, że w dniu tym na grobach składają wieńce, zapalają światła, ale o modlitwie za nimi, o ofiarowaniu dobrych uczynków ani nie pomyślą. Wygląda to tak, jakby ktoś na domu więźnia, czy jeńca zawiesił kwiaty, zapalił światło, co dla więźnia lub jeńca jest obojętne, a nie postarał się o wykupienie go, gdy może albo nie dał mu pożywienia i napoju.

Jak dobra matka troszczy się o swe dziecię, tak Matka nas wszystkich- Kościół św., troszczy się o dusze czyśćcowe. Nie ma dnia, nie ma żadnego nabożeństwa kościelnego, gdzie nie byłoby choćby krótkiej modlitwy za dusze czyśćcowe. Pomimo tego Kościół św. przeznacza w roku jeden dzień, to jest 2 listopada, jako szczególnie poświęcony modlitwom za dusze zmarłych. W tym dniu każdy kapłan może odprawić trzy Msze święte żałobne, wszyscy wierni mają w tym dniu starać się pozyskać jak najwięcej zasług przez swe modlitwy i dobre uczynki, i ofiarować je za dusze w czyśćcu cierpiące.

Dusze czyśćcowe same dla siebie nic uczynić nie mogą. Za to my, póki żyjemy na ziemi, możemy ich pobyt w czyśćcu skrócić albo zupełnie ich wybawić z tego więzienia, gdzie się wypłacają Bożej sprawiedliwości.

Mamy wiele środków, którymi możemy pomagać duszom w czyśćcu: Msza św. odprawiona lub wysłuchana, Komunia święta w ich intencji przyjęta, modlitwa, ofiarowanie odpustów, post, jałmużna, umartwienie, cierpieia.

Musimy wiedzieć i wierzyć, że męki czyśćcowe są bardzo ciężkie, bo jak mówią Ojcowie Kościoła i uczeni teologowie, równają się mękom piekielnym, z tą tylko różnicą, że są czasowe, a nie wieczne. Choćby dusze czyśćcowe żadnych mąk nie cierpiały, to już samo odłączenie od Boga jest największą męką.

Pan Bóg z żalem je karze, czeka i pragnie, aby rozbrojono Jego Sprawiedliwość. Choćby nawet Bóg chciał wybawić dusze z czyśćca, które jeszcze swych kar nie odpokutowały, to one same nie zgodziłyby się na to, aby wejść do nieba choćby z maleńką plamką na sobie. Że Bóg karze z żalem te dusze, nie możemy w to wątpić, bo w Piśmie Świętym użala się, że Go nie rozbrajają, gdy chce ukarać grzeszników, którzy są Jego nieprzyjaciółmi.

Święty węzeł miłości chrześcijańskiej ciągle wiąże dusze czyśćcowe z nami. Są to nasi przyjaciele i duszpasterze, którzy pracowali nad naszym zbawieniem. Są tam nasi rodzice, bracia, siostry, krewni nasi; otóż to cierpią wtedy, kiedy my używamy życia, które oni nam dali, dostatków, które nam zostawili. Ci wtedy pośród płomieni podnoszą ku nam ręce i błagające głosy: "Zmiłujcie się, zmiłujcie się nad nami, przynajmniej wy krewni i przyjaciele nasi". W tym jakby słyszę głos:
Gdym się z tym światem rozstawał,
Wtenczas mnie każdy żałował,
A gdym skonał, choć widzieli,
O duszy mej zapomnieli. O Jezu!

Wprost dziwić się trzeba, jak niektórzy ludzie za życia się kochają, a gdy jedno z nich umrze, zapominają o nim zupełnie. A jak już nie gniewać się na dzieci, które otrzymały od rodziców majątek lub wykształcenie, a o duszach swych rodziców nie pamiętają. Po latach ich dzieci będą używać dóbr, które oni im z trudem zgromadzą, a oni, jeśli z miłosierdzia Boskiego unikną piekła, całe lata będą się wypłacać Boskiej Sprawiedliwości w czyśćcu, a na pewno nikt o nich nie wspomni. Pismo Święte mówi: "Jaką miarką mierzycie wy, taką wam odmierzą."

Wielka nagroda czeka tych, co się modlą za dusze w czyśćcu i przychodzą z pomocą sierotom ubogim, bo nie na darmo Pan Jezus powiedział: : "Co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili".

J. Serafin

Źródło: "Przewodnik katolicki" nr 45, rok 39, Poznań, dnia 5 listopada 1933 r., str. 716
Pisownię częściowo uwspółcześniono.

sobota, 20 października 2012

"Marii zawdzięczam życie..."

Było to w kwietniu 1945 r., podczas ostatnich krwawych walk drugiej Armii polskiej w okolicach Drezna. Niewielki transport szpitala polowego otoczyły znienacka oddziały pancernej dywizji Goeringa. Po krótkiej walce z czołgami, musieliśmy uciec.

Zeskoczyłem z motoru. Obejrzałem się. Tuż, blisko mnie płonął samochód z chorymi. Niemcy dobijali rannych. Podchodzi do mnie oficer SS. " Oddać broń!" Zrywa mi z pasa pistolet. Jestem w niewoli. Przy mnie stanęli żołnierze. Każe nam ustawić się w szereg i zejść do rowu. Staję drugi z kolei.

SS-man zachodzi z tyłu do pierwszego z brzegu. Nagły strzał i żołnierz, trafiony w głowę, usuwa się bezwładnie na ziemię. Jesteśmy więc, wbrew prawu ochrony jeńców, rozstrzeliwani.

W ostatniej chwili wznoszę myśl do Boga i udzielam ogólnego rozgrzeszenia. Sąsiad mój z lewej strony już upadł. Krótki, jak błyskawica, akt do Niepokalanej. Czuję charakterystyczne uderzenie w tył głowy, wstrząs... i tracę przytomność...

Orzeźwił mnie chłód nocy kwietniowej. Żyję! Słyszę niemieckie wrzaski. Otwieram oczy. Leżę w przydrożnym rowie wśród zabitych. Budzi się we mnie dziwny, nieprzezwyciężony strach, by mię nie zgniotły przejeżdżające czołgi. Obolała twarz obłożona zakrzepłą krwią. Leżąc nieruchomo, obmyślam plan ucieczki z pobojowiska. Czekam odejścia nieprzyjaciela. Nad ranem spostrzegam wokół siebie pustkę. Czołgam się z rowu, wstaję i chwiejnym krokiem uciekam do pobliskiego lasu. Zaszywszy się w gąszcz, orientuję się przy pomocy kompasu, gdzie jestem.

Dziękuję Bogu i Jego Matce za dotychczasową opiekę i przyrzekam ogłosić tę łaskę publicznie, jeśli mi pozwoli stąd się wydostać.

Instynktownie kieruję się na północny wschód, bo tam są nasze linie, zdradza je niezbyt odległy huk armat. Przypominam sobie, że mam z sobą jeszcze konsekrowane Hostie. Spożywam je i wzmocniony Chlebem anielskim, zaczynam wędrówkę. Nad wieczorem dostaję się znowu w strefę ognia artyleryjskiego wojsk sowieckich. Zmęczony zasypiam.

Obudził mnie bliski huk dział. Na polanie dostrzegam w szarym mroku wiosennego świtu sylwetki czołgów i żołnierzy niemieckich. Za wszelką cenę nie chciałbym się dostać ponownie w ich ręce.

Czekam. Godziny dłużą się w nieskończoność, lecz żołnierze nieprzyjacielscy odchodzą. Pojedynek artyleryjski trwa nadal, a pociski padają koło mnie. Nareszcie niemieckie samochody pancerne i czołgi odstępują. Niknie natężenie ognia sowieckiego. Jestem znów ocalony od śmierci.

Jeszcze jeden dzień wędrówki samotnej w nieznanych lasach i wreszcie przez mgłę zmęczonych źrenic, spostrzegam w lesie żołnierzy radzieckich. Odprowadzają mnie do swego sztabu, ten odsyła do pierwszej polskiej brygady pancernej i po paru dniach dostaję się do mojej dywizji. Ogólne zdumienie. Wiedziano już bowiem o całkowitym zlikwidowaniu mego oddziału. Potem odprawiłem dziękczynną Mszę świętą, bo doświadczyłem matczynej opieki Niepokalanej, przeżywszy groźne chwile.

o. Celzy Jan Rdzanek, franciszkanin
kapelan 9 dyw. piechoty Wojska Polskiego

Źródło: Źródło: "Rycerz Niepokalanej", kwiecień 1947, s. 113

niedziela, 14 października 2012

"Naród pijaków zamienia się w hordę niewolników"

List pasterski episkopatu Polski, 1947 r.

Zabieramy głos w sprawie, która nas głęboko niepokoi i zawstydza. Chcemy was ostrzec przed pijaństwem, które rozlewając się odurzającym nurtem po naszych ziemiach, grozi zagładą wszystkiemu, co ludzkie, a poniewierką wszystkiemu, co boskie.

PRZEKLEŃSTWO WÓDKI

Ilekroć chciano naród polski fizycznie i duchowo osłabić, by go łatwiej pognębić, starano się go pogrążyć w opilstwie. Tak było za królów Sasów. Tak było przed niespełna wiekiem, gdy carski rząd zakazywał w diecezjach polskich ruchu trzeźwości powstającego z inicjatywy kościelnej dla zwalczania nałogu pijaństwa. Tak było również parę lat temu, gdy okupacja hitlerowska popierała u nas wszelkimi sposobami pijaństwo, tolerując życzliwie tajne gorzelnie i wypłacając rolnikom za dostawy zbożowe, premie w postaci wódki. Tymi sposobami chcieli najeźdźcy zwątlić nasz lud i wykryć środki polskiego ruchu oporu, "bo nie masz tam tajemnic, gdzie panuje opilstwo" ( Prz 30, 4)

Okupantów hitlerowskich zmiotła karząca Opatrzność. Usuwamy z naszego życia ślady ich złowrogiego najazdu. Z wielkim trudem dźwiga się naród do życia, wynędzniały, wyczerpany z sił, zagrożony w swym bycie. Rozsądek każe skupić w odnowie wszystkie energie, ratować każdą kruszynę polskich wartości, a nade wszystko strzec moralności chrześcijańskiej, bez której odbudowa byłaby nietrwała. Niestety wielu nie słucha głosu rozsądku. Zagłusza go zbyt często karygodna lekkomyślność i chęć używania.

Z bólem stwierdzamy, że pijaństwo ogarnęło szerokie warstwy. Popijają niestety już także kobiety. Do picia bierze się tu i tam nawet młodzież szkolna. Gdyby to dłużej potrwać miało, czekałaby nas przyszłość ponura. Narodowi groziłoby zwyrodnienie i zguba.

Wódka niszczy dobrobyt. "Pracownik opiły nie wzbogaci się", mówi Pismo Święte ( Syr 19, 1). Przez pijaństwo ludzie majętni stają się żebrakami i nędznie kończą swe dni w przytułku dla bezdomnych lub wprost na ulicy. Iluż to nieszczęśliwych strąciła wódka na dno nędzy i poniżenia, a ich rodziny w otchłań biedy!

Wódka wysysa z człowieka zdrowie i siły żywotne. W krew sączy truciznę, pożera serce, nerwy i mózg, wycieńcza całe ciało i rzuca je na pastwę suchotom, przedwczesnemu zniedołężnieniu i obłędowi. Następstwa pijaństwa przechodzą z ojca na dzieci, mnożąc armię zwyrodnialców, niedołęgów umysłowych i kalek. Z wielkiej liczby ludzi nerwowych, przewrażliwionych, kłótliwych, histeryków znaczna część popadła w te choroby i zboczenia wskutek alkoholowego zatrucia organizmu, po części już u swych przodków.

Co gorsza pijaństwo łamie charakter człowieka, zabija myśl, wyjaławia serce, paraliżuje wolę, podcina wartości moralne i społeczne, zmniejsza, a często zupełnie przekreśla twórczość ludzką. Człowiek oddany nałogowi pijaństwa podobny jest do śpiącego sternika, który bezwolnie wypuszcza ster z ręki i pozwala okrętowi rozbić się o skałę. Alkoholik staje się samolubem, zatraca związek z rodziną oraz poczucie przynależności do Kościoła i Państwa. Dla zaspokojenia pragnienia wódki, gotów jest poświęcić swój honor, swój obowiązek, rodzinę, a w końcu ojczyznę.

Politowania godna jest rodzina pijaka. Tracąc w jednym dniu to, co zapracował przez tydzień, a może przez miesiąc, alkoholik wprowadza do swej rodziny nędzę, cierpienie, choroby, smutek. Niszczy jej szczęście, jej radość i pokój. Wypędza z domu ducha Chrystusowego, a wnosi pod swój dach kłótnie, obrzydliwość, awantury, wstyd. A już nie daj Boże, gdy rozpije się kobieta. "Niewiasta opiła- gniew wielki, a zelżywość i hańba jej nie będzie zakryta." ( Syr 26, 11) Taka matka pije niechybnie śmierć moralną swej rodziny.

Cóż wart naród, który oddaje się pijaństwu? Marnując na wódkę swój dobytek, słabnie rasowo i wyradza się, marnieje pod względem duchowym, traci umysłową bystrość, upada moralnie, pozbawia się funduszy na cele kultury i cywilizacji, zatraca zdolność tworzenia, obojętnieje na sprawy publiczne, wyzbywa się swych posłannictw, naraża się na katastrofy... Naród pijaków zamienia się w hordę niewolników.

Wreszcie w świetle wiary, pijaństwo należy uważać za zapowiedź utraty życia wiecznego. Zabijając w człowieku sumienie i wrażliwość na przykazanie Boże, pijaństwo przytępia wiarę, wyziębia miłość, zaciera poczucie społeczne, zniekształca obraz Boży w duszy, gasi w sercu nadprzyrodzone życie łaski. Pijaństwo jest kapitulacją i klęską ducha przed zwierzęcością. Jest nie tylko chorobą i niedolą, lecz także winą. To też ściąga na człowieka karę niebios: "nie myślcie się" , woła św. Paweł do zepsutych Koryntian: " pijacy nie posiądą Królestwa Bożego." ( 1 Kor 6, 9-10)

APEL DO NARODU

Nie ustawał Kościół święty w przestrogach przed pijaństwem i nawoływaniu pijaków, by się opamiętali. Od stu lat powstają z natchnienia religijnego ruchy abstynenckie, bractwa wstrzemięźliwości i różnego typu akcje antyalkoholowe.

Wobec powojennego nawrotu pijaństwa, który jest wyjątkowo groźny ze względu na zadanie i warunki życia polskiego w obecnej chwili, wzywamy duchowieństwo świeckie i zakonne, by dołożyło wszelkich starań celem ratowania od pijaństwa wiernych, w jakikolwiek sposób powierzonych ich pieczy duszpasterskiej. Niech po parafiach powstają ruchy abstynenckie i niech pełnym życiem zakwitną znowu bractwa wstrzemięźliwości.

Do małżonków zwracamy się z serdecznym apelem, by unikali spożywania wódki samogonu, absyntu, bo tylko wtedy rodzić się im będą dzieci zdrowie, piękne, zdolne i twórcze.

Zaklinamy rodziców, nauczycieli i wychowawców, by swoim wpływem i przykładem zaprawiali wcześnie młodzież do życia prostego, wstrzemięźliwego, higienicznego.

Odzywamy się z pasterską zachętą do drogiej, a obiecującej młodzieży polskiej, by w poczuciu swej godności i wielkich zadań, które jej Opatrzność wyznacza, potęgowała swego ducha, rozwijała swe siły, strzegła swej tężyzny fizycznej, wystrzegając się alkoholu, za którym idzie słabość moralna i rozluźnienie obyczajów. Niech nowe polskie pokolenie, opanowane i czyste, da krajowi ludzi moralnie pięknych, trzeźwych i rozumnych.

Wszystkich upominamy, by tępili plagę pijaństwa, by zwalczali zwyczaje obchodzenia uroczystości rodzinnych, patriotycznych, a nawet religijnych przy spożywaniu trunków oraz, by tępili stare nawyki pieczętowania napiwkiem kontraktów i umów handlowych.

Wyrażamy w końcu nadzieję, że czynniki państwowe, dbające o zdrowotność społeczeństwa, ujmą sprzedaż alkoholu w takie normy, iżby naród możliwie ratować przed degeneracją, którą pijaństwo niechybnie powoduje, a której nie mogą zrównoważyć finansowe korzyści, osiągnięte kosztem siły produkcyjnej polskiego obywatela.

Zbliża się era jakby nowego odrodzenia w Chrystusie. Z potwornej katastrofy świata, z przeklętej nocy zła, wyłania się dzień zbawienia. Polska kroczy ku świtowi chwały i wielkości. "Odrzućmy tedy uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości. Jako we dnie uczciwie chodźmy i nie w ucztach i pijaństwach, nie w rozpuście i wszeteczeństwie, nie w zwadach i zazdrości, ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa." ( Rz 13, 12-14)

Źródło: "Rycerz Niepokalanej", kwiecień 1947, s. 101-102